wtorek, 29 kwietnia 2014

~ Rozdział I ~

German

Po najgorszej w życiu pięciogodzinnej podróży, z kopiącym smarkaczem za plecami, w końcu z córką wróciłem do mojego rodzinnego Buenos Aires. Jeszcze tego mi brakowało, że walizka z moimi papierami zgubiła się na lotnisku. Mam nadzieje, że nikt jej jeszcze nie wziął... Może pójdę zapytać się o nią kogoś z pracowników.  Po krótkiej rozmowie z jednym z nich, tak jak się obawiałem, mojej walizki nikt nie widział, co może oznaczać, że ktoś ją wziął. Nie dość, że mam problem z córką to jeszcze ta walizka z ważnymi papierami.
Co do mojej córki, to jest nawet gorzej. Przez cały lot się do mnie nie odzywała, a ja nie mam pojęcia czemu. Od śmierci matki jest zamkniętym w sobie dzieckiem, ale nigdy nie była aż tak bardzo. Staram się ją chronić, ale serce mi się kraja, kiedy widzę jak moja mała Violetta cierpi. Właściwie ma już piętnaście lat, to nie jest taka mała, jednak... Zawsze dla mnie będzie moją małą dziewczynką.
Łatwo pomyśleć, trudno powiedzieć. Odkąd zacząłem dogadywać się z jej guwernantką, ona zaczęła się buntować przeciwko mnie. Trudno jest mi z nią rozmawiać, na poważne tematy, a jeszcze trudniej patrzeć jak cierpi. Praktycznie, jest moją jedyną rodziną i jedyną osobą, która została mi po zmarłej żonie.
Z przemyśleń wyrwała mnie córka, która sącząc przez słomkę soczek, zauważyła czekającego na nas Ramallo. Zgarnąłem nasze walizki i szybkim krokiem podszedłem do przyjaciela. Nim zdążyłem je odstawić do bagażnika, znalazłem się w jego serdecznym uścisku.
Za nim zdążyłem coś powiedzieć Ramallo uścisnął moją córkę.
- Trochę mi się śpieszy - upomniałem go i wsiadłem do auta.
- Jak zwykle "mi" - burknęła moja córka i tak jak ja usiadła na swoje miejsce.
- Zapowiada się jak zwykle ciekawa przejażdżka - westchnął Ramallo i nim się obejrzałem, wyjechał z parkingu lotniska.
~*~
- Jak minęła podróż? - głos mojego przyjaciela przebił głuchą ciszę panującą w aucie.
- Okropnie - warknąłem.
Ramallo nie próbował już kontynuować rozmowy ze względu na stan mojego humoru. Siedziałem wygodnie w fotelu, ciągle zerkając na boczne lusterka auta, w których widziałem Violettę. Nawet w aucie muszę ją mieć pod kontrolą. Czy to się leczy?
- Coś ci nie odpowiada tato? - głos córki brzmiał dosyć karcąco. 
Chyba się zorientowała, że ją obserwuje. Tylko jak się z tego wyplątać, żeby nie pogorszyć już i tak nadszarpniętej relacji z nią? Mowa o misiach? Kucykach? A może zagadam ją czymś dla niej ważnym... Co jest ważne dla mojej córki? 
- Nie, wszystko w porządku - wyrwało mi się, zanim wymyśliłem temat do wspólnej rozmowy. 
Usłyszałem jak Viola prycha i usadawia się wygodniej w fotelu. Mam to uznać, za wrogie czy neutralne nastawienie? Dlaczego moja żona przed śmiercią nie dała mi instrukcji obsługi do mojej córki. Bardzo mi jej brakuje. Gdyby tylko mogła tu być, na pewno nie doszłoby do takich sytuacji.
Wreszcie dojechaliśmy na miejsce i Violetta wybiegła z auta przywitać się z Olgą, która z rozpromienioną twarzą i wyciągniętymi rękami czekała na nią. Nastolatka rzuciła się w jej objęcia na pewno chętniej niż rozmawiała ze mną. Odczucie zazdrości w tej sytuacji było nadzwyczaj śmieszne, ale co ja mogłem poradzić? Jednak całą tą złość wynagrodził mi wyraz jej uradowanej twarzy. Pierwszy raz od kilku godzin, moja córka szczerze się uśmiechnęła. Przez to nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Kiedy zjawi się Imogen? - zapytałem Ramallo, który mnie uważnie obserwował.
Mojej córce się to nie spodobało i odwróciła się w moją stronę ze skwaszoną miną.
- Od razu po powrocie, twoje pierwsze pytanie brzmi "Kiedy zjawi się Imogen"? - zagrzmiała.
- To twoja nauczycielka i chcę jak najszybciej z nią ustalić twój plan.
- Tylko? - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi oczami, tak jak kiedyś patrzyła na mnie jej matka.
- Violetto... - chciałem jej zrobić wykład na temat mojego życia osobistego, ale nie musiałem, gdyż machnęła lekceważąco ręką.
- Wiem, wiem. Jestem za młoda na takie rzeczy, świetnie. Tylko następnym razem patrz tak na swoją Imi tato - nastolatka westchnęła i pociągnęła Olgitę za rękę.
Stałem jak słup i wpatrywałem się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stała. Od kiedy ja i moja córka stąpamy po wojennej ścieżce? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Naprawdę Mario, jakaś instrukcja by się do niej przydała.
- Nastolatki - usłyszałem za sobą. 
Odwróciłem się i przez przypadek szturchnąłem przyjaciela.
- Mógłbyś z łaski swojej się nie skradać? - powiedziałem rozdrażniony i wcisnąłem swoje ręce w kieszenie spodni. Nie powinienem się wyżywać na Ramallo, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Co do twojego pytania Germanie. Imogen powinna zaraz tu być. A teraz pozwól, że zakradnę się do kuchni zobaczyć co robią dziewczyny - poprawił okulary na nosie i w trybie natychmiastowym zniknął mi z pola widzenia. Nawet jego odstraszam. Powinienem nakleić sobie na koszulkę naklejkę "Omijać". 
Jestem już dorosły i powinienem się zająć swoimi sprawami. żeby zagłuszyć moje sumienie, poszedłem do auta i postanowiłem wyciągnąć z niego walizki.  Nim jednak udało mi się to zrobić, czyjeś okulary przeciwsłoneczne błysnęły mi po oczach.
- Dzień dobry Germanie - usłyszałem znajomy mi już głos. Odwróciłem się natychmiast i zostałem obdarowany uśmiechem pięknej kobiety.
- Imogen! Nareszcie się zjawiłaś - na mojej twarzy pojawił się wyraz radości.
Kobieta bez słowa, przytuliła mnie na przywitanie, co mnie kompletnie zaskoczyło. Odwzajemniłem jej uścisk, i niechętnie wypuściłem ją z objęć...

 Violetta

Jak tata w ogóle śmie jeszcze wypytywać o tą moją całą guwernantkę! Zamiast przywitać się z Olgą, pierwsze co to "Kiedy zjawi się Imogen". Nie mogę uwierzyć, że dla niego ważniejsza jest jakaś blondynka, niż własna, kochana gosposia! Na miejscu Olgity już dawno bym się na niego obraziła. Chociaż obrażę się potem, bo poczułam ciasto czekoladowe.
- Olguś?
- Tak kochanie?
- Czy gdzieś tu kryje się ciasto czekoladowe? - zapytałam z szerokim i chytrym uśmieszkiem.
Gosposia odwzajemniła uśmiech i bez słowa podała mi talerzyk z ciastem, które wyglądało kusząco. Kiedy już wbiłam w nie łyżeczkę, straciłam apetyt i to wszystko wina taty. Dlaczego on przytula moją guwernantkę? Jak może zdradzać tak mamę! I to z nią!
Wstałam od stołu i kiedy Olga wyszła z kuchni, zgarnęłam torebkę i potajemnie wyszłam z domu. Musiałam wyjść tylną furtką, by tata mnie nie dostrzegł. To moja pierwsza ucieczka z domu i czułam się świetnie! Chociaż nie byłam nigdy sama na dworze. Zawsze był przy mnie Ramallo.
Jakimś magicznym sposobem znalazłam się w parku. O tej porze roku, było tu bajczenie. Otaczająca zieleń tego miejsca bardzo uspokajała. Było tam cicho i spokojnie, pomijając miejsce gdzie znajdował się plac zabaw. Tata mi mówił, że uwielbiałam się huśtać z mamą na huśtawce. Szkoda tylko, że tego nie pamiętam.
Po dłuższym spacerze moim oczom ukazał się stragan z jabłkami w karmelu. Z kolejnego opowiadania taty, dowiedziałam się, że mama ubóstwiała ten smakołyk. Teraz nadszedł czas abym i ja go spróbowała. Podeszłam do sprzedawcy i poprosiłam go o jedno jabłko w karmelu. Gdy na nie czekałam, poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam, że pewna kobieta mi się przypatruje. Wyglądała dość młodo i miała już swojego towarzysza. Zdawała mi się być znajoma, ale to nie mogło być możliwie. Przelotnie uśmiechnęłam się do niej i zniknęłam jej z oczu. Patrzyła się na mnie jakby widziała ducha, co mnie rozbawiło.
Spróbowałam jabłka i teraz już wiedziałam dlaczego moja mama tak je uwielbiała. Matko jakie one są pyszne! Zajmują drugie miejsce tuż pod czekoladowym ciastem Olgi.  Nie ważne jakie ono by było, jej ciasto jest najlepsze. 
Nim się obejrzałam skończyłam jeść przekąskę i stałam przed jakimś budynkiem. Na szyldzie widniał napis "Studio On Beat". Bardzo ciekawa nazwa. Nie zdążyłam przeczytać nic więcej, gdyż moje nogi dały o sobie znać i musiałam szybko usiąść. nie byłam przyzwyczajona do takiego spaceru.
Ni stąd, ni zowąd pojawiła się grupka nastolatków i jedna z nich usiadła obok mnie. Poczułam dziwne napięcie.
- Hej! Jesteś tu nowa? 
- Słucham?
- Och, nie przedstawiłam się. Jestem Camila. Ten niski to Maxi, wysoki to Braco, a ten obok to Andres.
- Miło mi poznać - odpowiedziałam nieco speszona i zawstydzona. Nikt mnie nie uczył jak się zachowywać w towarzystwie innych. - Jestem Violetta.
- A więc Violu, zdajesz tu?
- Nie - zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy. - Ja nawet nie wiem gdzie jestem -  zaśmiałam się nerwowo.
Dziewczyna spojrzała na mnie pół rozbawiona, pół zdziwiona. W końcu nie codziennie się widzi kogoś kto w wieku piętnastu lat dopiero pierwszy raz sam wyszedł z domu. Na szczęście ona o tym nie wiedziała, więc nie ma powodu do obaw, a może są?

***
A i oto pierwszy rozdział naszego opowiadania! :D Był on pisany na zupełnego 'spontana'. Jeśli macie niedobór Angie, to poczekajcie do next'a, którym to zajmie się nasza cudowna Alexis. :D
Mamy nadzieje, że się Wam podoba. :D
K&A

czwartek, 24 kwietnia 2014

~ Prolog ~



"Si te sientes perdido en ningun lado
Viajando a tu mundo del pasado
Si dices mi nombre yo te ire a buscar..."


Od ponad półgodziny podśpiewując wymyśloną przez siebie piosenkę, Angeles szykowała się na pierwsze spotkanie ze swoim przyjacielem odkąd wróciła z Madrytu. Była podekscytowana, jak równie zdenerwowana. Spojrzała na tarczę zegarka. Zaklęła pod nosem. Chwytając torebkę w rękę, zbiegła po schodach i wyszła z mieszkania.
W dalszym ciągu nucąc piosenkę, Angeles zbliżała sią do miejsca zaaranżowanego przez Pabla spotkania. Miał to być piknik na wzgórzu nieopodal Studia, gdzie jako dzieci wspólnie spędzali mnóstwo czasu. Uśmiechając się jeszcze szerzej podbiegła do pochylonego nad kocem Pabla i uścisnęła go z całych sił.
- Angie! - wrzasnął mężczyzna, kiedy cała zawartość termosu z herbatą wylała się na połowę koca.
- Przepraszam - powiedziała dziewczyna. 
Uśmiech jednak nie schodził jej z twarzy. Brunet machnął ręką i zwrócił się do blondynki: 
- Jak ci minęła podróż? - zapytał, ale zanim dał jej dojść do słowa dodał: - W sumie nie musisz mówić, twój wygląd mówi sam za siebie - skończył z diabelskim uśmiechem na twarzy.
- Ha, ha, ha. No bardzo śmieszne Pablo - Angeles uderzyła przyjaciela z całej siły w ramię.
Mężczyzna skrzywił się i potarł bolące miejsce. Teraz to na jej twarzy widniał złośliwy uśmiech. Mierząc ją karcącym spojrzeniem, wskazał jej miejsce na suchej połowie koca, a gdy już oboje usiedli, wyciągnął z koszyka winogrona.
- Chodźmy lepiej na spacer. -Zaproponowała.
Brunet spojrzał na kobietę. Miała błagalny wyraz twarzy. Z niechęcią podniósł się i podał rękę złotowłosej. Zeszli na alejkę w parku.
- Co robiłaś w Madrycie? Nie dzwoniłaś, nie pisałaś... -Zaczął jej towarzysz.
- Studiowałam muzykę, potem miałam pracę jako nauczycielka w podstawówce i wróciłam.
Przed oczami, przemknęła im niska brunetka. Angie oglądając się za dziewczyną, z niedowierzaniem wodziła wzrokiem. Dziewczyna stała przy stoisku z jabłkami w karmelu.
- Maria... -Szepnęła
- Co? -Zapytał z rozbawieniem jej przyjaciel.  
- Widziałam ją.. Tam jest Maria! -Wskazała ręką w miejsce, gdzie przedtem stała nastolatka. 
Jej sylwetka oddalała się w głąb parku. Blondynka chciała pobiec za 'tajemniczą' postacią, lecz mężczyzna ją zatrzymał.
- Angie, zaczekaj! Przecież wiesz, że Maria... - ściszył głos. - Nie żyje. 
Mimo, ze Angie była prawie pewna, ze widziała swoją siostrę, to niechętnie przyznała mu rację. Ze sztucznym usmiechem na twarzy złapała rękę towarzysza i skierowała się w stronę stoiska z karmelowymi przekąskami.
~*~
- Dziękuje za uroczy spacer - powiedziała radośnie blondynka i przysuwając się do przyjaciela, złożyła pocałunek na jego zarośniętym policzku.
Pablo uśmiechnął się szarmancko i bez słowa odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę swojego domu.
Zadowolona Angie, weszła po cichu do domu i na palcach, cicho jak mysz, przebiegła obok salonu, modląc się by mama jej nie zauważyła. Zatrzymując się przed schodami odetchnęła z ulgą. Była pewna, ze teraz będzie miała spokój, jednak się myliła.
- Angeles to ty? - głos jej matki zabrzmiał w domu.
Blondynka mruknęła coś pod nosem i weszła do salonu z zamiarem odpowiedzi.
- Tak mamo, to ja.
- Jak było na spotkaniu z Pablo?
- Mamo! - wrzasnęła oburzona dziewczyna. - Podsłuchiwałaś! 
Angelica zaśmiała się szczerze i spojrzała na córkę pełnymi radości oczami.
- Widziałam was przez okno - skomentowała. - Ten twój przyjaciel, to całkiem niezłe ciacho - zauważyła roześmiana.
- Przestań! - krzyknęła jeszcze głośniej.
Wyszła z pomieszczenia i zniesmaczona słowami pierworodnej, udała się do swojej sypialni. Zaraz potem usłyszała, jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Jesteś niemożliwa. -Westchnęła złotowłosa.
- Mam Ci ważną wiadomość do przekazania, więc mnie posłuchaj. 
- Mów... -Zezwoliła jej.
- Kiedy Maria umarła, to... Ona była po porodzie. -zapanowała głucha cisza. Dziewczyna nie odzywała się. Siedziała osłupiona. -...masz siostrzenicę i... Szwagra. Są oni w Buenos Aires.
Angeles nie była świadoma wtedy, jak jej życie ulegnie zmianie. Nie wiedziała, że wda się w niepotrzebne romanse i znajomości i potem będzie wszystkiego żałować.  
***
I w końcu jest (nie)długo wyczekiwany prolog :D A raczej prologo-rozdział.
Mamy nadzieję, że się podoba :3
K&A

środa, 23 kwietnia 2014


Nowy blog - nowe zasady - nowe współautorki.
Witamy was na blogu, poświęconym Angie - postaci serialowej. Jest nas dwie: Ola & Kasia. Zapewne kojarzycie nas z Angie-My-Story (który już nie istnieje) czy Angie Wszystko Inne. Postanowiłyśmy założyć wspólną 'działalność' :D Oczywiście będziemy pisać opowiadanie o Angeles i jej zawirowaniach miłosnych. Rozdziały będą dodawane losowo, nie ma ustalonych dni na pojawienie się kolejnego posta. Do bloga powstał również ASK,

Abrazos y saludos.
K&A