German

Co do mojej córki, to jest nawet gorzej. Przez cały lot się do mnie nie odzywała, a ja nie mam pojęcia czemu. Od śmierci matki jest zamkniętym w sobie dzieckiem, ale nigdy nie była aż tak bardzo. Staram się ją chronić, ale serce mi się kraja, kiedy widzę jak moja mała Violetta cierpi. Właściwie ma już piętnaście lat, to nie jest taka mała, jednak... Zawsze dla mnie będzie moją małą dziewczynką.
Łatwo pomyśleć, trudno powiedzieć. Odkąd zacząłem dogadywać się z jej guwernantką, ona zaczęła się buntować przeciwko mnie. Trudno jest mi z nią rozmawiać, na poważne tematy, a jeszcze trudniej patrzeć jak cierpi. Praktycznie, jest moją jedyną rodziną i jedyną osobą, która została mi po zmarłej żonie.
Z przemyśleń wyrwała mnie córka, która sącząc przez słomkę soczek, zauważyła czekającego na nas Ramallo. Zgarnąłem nasze walizki i szybkim krokiem podszedłem do przyjaciela. Nim zdążyłem je odstawić do bagażnika, znalazłem się w jego serdecznym uścisku.
Za nim zdążyłem coś powiedzieć Ramallo uścisnął moją córkę.
- Trochę mi się śpieszy - upomniałem go i wsiadłem do auta.
- Jak zwykle "mi" - burknęła moja córka i tak jak ja usiadła na swoje miejsce.
- Zapowiada się jak zwykle ciekawa przejażdżka - westchnął Ramallo i nim się obejrzałem, wyjechał z parkingu lotniska.
~*~
- Jak minęła podróż? - głos mojego przyjaciela przebił głuchą ciszę panującą w aucie.
- Okropnie - warknąłem.
Ramallo nie próbował już kontynuować rozmowy ze względu na stan mojego humoru. Siedziałem wygodnie w fotelu, ciągle zerkając na boczne lusterka auta, w których widziałem Violettę. Nawet w aucie muszę ją mieć pod kontrolą. Czy to się leczy?
- Coś ci nie odpowiada tato? - głos córki brzmiał dosyć karcąco.
Chyba się zorientowała, że ją obserwuje. Tylko jak się z tego wyplątać, żeby nie pogorszyć już i tak nadszarpniętej relacji z nią? Mowa o misiach? Kucykach? A może zagadam ją czymś dla niej ważnym... Co jest ważne dla mojej córki?
- Nie, wszystko w porządku - wyrwało mi się, zanim wymyśliłem temat do wspólnej rozmowy.
Usłyszałem jak Viola prycha i usadawia się wygodniej w fotelu. Mam to uznać, za wrogie czy neutralne nastawienie? Dlaczego moja żona przed śmiercią nie dała mi instrukcji obsługi do mojej córki. Bardzo mi jej brakuje. Gdyby tylko mogła tu być, na pewno nie doszłoby do takich sytuacji.

- Kiedy zjawi się Imogen? - zapytałem Ramallo, który mnie uważnie obserwował.
Mojej córce się to nie spodobało i odwróciła się w moją stronę ze skwaszoną miną.
- Od razu po powrocie, twoje pierwsze pytanie brzmi "Kiedy zjawi się Imogen"? - zagrzmiała.
- To twoja nauczycielka i chcę jak najszybciej z nią ustalić twój plan.
- Tylko? - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi oczami, tak jak kiedyś patrzyła na mnie jej matka.
- Violetto... - chciałem jej zrobić wykład na temat mojego życia osobistego, ale nie musiałem, gdyż machnęła lekceważąco ręką.
- Wiem, wiem. Jestem za młoda na takie rzeczy, świetnie. Tylko następnym razem patrz tak na swoją Imi tato - nastolatka westchnęła i pociągnęła Olgitę za rękę.
Stałem jak słup i wpatrywałem się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stała. Od kiedy ja i moja córka stąpamy po wojennej ścieżce? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Naprawdę Mario, jakaś instrukcja by się do niej przydała.
- Nastolatki - usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się i przez przypadek szturchnąłem przyjaciela.
- Mógłbyś z łaski swojej się nie skradać? - powiedziałem rozdrażniony i wcisnąłem swoje ręce w kieszenie spodni. Nie powinienem się wyżywać na Ramallo, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Co do twojego pytania Germanie. Imogen powinna zaraz tu być. A teraz pozwól, że zakradnę się do kuchni zobaczyć co robią dziewczyny - poprawił okulary na nosie i w trybie natychmiastowym zniknął mi z pola widzenia. Nawet jego odstraszam. Powinienem nakleić sobie na koszulkę naklejkę "Omijać".
Jestem już dorosły i powinienem się zająć swoimi sprawami. żeby zagłuszyć moje sumienie, poszedłem do auta i postanowiłem wyciągnąć z niego walizki. Nim jednak udało mi się to zrobić, czyjeś okulary przeciwsłoneczne błysnęły mi po oczach.
- Dzień dobry Germanie - usłyszałem znajomy mi już głos. Odwróciłem się natychmiast i zostałem obdarowany uśmiechem pięknej kobiety.
- Imogen! Nareszcie się zjawiłaś - na mojej twarzy pojawił się wyraz radości.
Kobieta bez słowa, przytuliła mnie na przywitanie, co mnie kompletnie zaskoczyło. Odwzajemniłem jej uścisk, i niechętnie wypuściłem ją z objęć...
Violetta
Jak tata w ogóle śmie jeszcze wypytywać o tą moją całą guwernantkę! Zamiast przywitać się z Olgą, pierwsze co to "Kiedy zjawi się Imogen". Nie mogę uwierzyć, że dla niego ważniejsza jest jakaś blondynka, niż własna, kochana gosposia! Na miejscu Olgity już dawno bym się na niego obraziła. Chociaż obrażę się potem, bo poczułam ciasto czekoladowe.
- Olguś?
- Tak kochanie?
- Czy gdzieś tu kryje się ciasto czekoladowe? - zapytałam z szerokim i chytrym uśmieszkiem.
Gosposia odwzajemniła uśmiech i bez słowa podała mi talerzyk z ciastem, które wyglądało kusząco. Kiedy już wbiłam w nie łyżeczkę, straciłam apetyt i to wszystko wina taty. Dlaczego on przytula moją guwernantkę? Jak może zdradzać tak mamę! I to z nią!
Wstałam od stołu i kiedy Olga wyszła z kuchni, zgarnęłam torebkę i potajemnie wyszłam z domu. Musiałam wyjść tylną furtką, by tata mnie nie dostrzegł. To moja pierwsza ucieczka z domu i czułam się świetnie! Chociaż nie byłam nigdy sama na dworze. Zawsze był przy mnie Ramallo.
Jakimś magicznym sposobem znalazłam się w parku. O tej porze roku, było tu bajczenie. Otaczająca zieleń tego miejsca bardzo uspokajała. Było tam cicho i spokojnie, pomijając miejsce gdzie znajdował się plac zabaw. Tata mi mówił, że uwielbiałam się huśtać z mamą na huśtawce. Szkoda tylko, że tego nie pamiętam.
Po dłuższym spacerze moim oczom ukazał się stragan z jabłkami w karmelu. Z kolejnego opowiadania taty, dowiedziałam się, że mama ubóstwiała ten smakołyk. Teraz nadszedł czas abym i ja go spróbowała. Podeszłam do sprzedawcy i poprosiłam go o jedno jabłko w karmelu. Gdy na nie czekałam, poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam, że pewna kobieta mi się przypatruje. Wyglądała dość młodo i miała już swojego towarzysza. Zdawała mi się być znajoma, ale to nie mogło być możliwie. Przelotnie uśmiechnęłam się do niej i zniknęłam jej z oczu. Patrzyła się na mnie jakby widziała ducha, co mnie rozbawiło.
Spróbowałam jabłka i teraz już wiedziałam dlaczego moja mama tak je uwielbiała. Matko jakie one są pyszne! Zajmują drugie miejsce tuż pod czekoladowym ciastem Olgi. Nie ważne jakie ono by było, jej ciasto jest najlepsze.
Nim się obejrzałam skończyłam jeść przekąskę i stałam przed jakimś budynkiem. Na szyldzie widniał napis "Studio On Beat". Bardzo ciekawa nazwa. Nie zdążyłam przeczytać nic więcej, gdyż moje nogi dały o sobie znać i musiałam szybko usiąść. nie byłam przyzwyczajona do takiego spaceru.

- Hej! Jesteś tu nowa?
- Słucham?
- Och, nie przedstawiłam się. Jestem Camila. Ten niski to Maxi, wysoki to Braco, a ten obok to Andres.
- Miło mi poznać - odpowiedziałam nieco speszona i zawstydzona. Nikt mnie nie uczył jak się zachowywać w towarzystwie innych. - Jestem Violetta.
- A więc Violu, zdajesz tu?
- Nie - zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy. - Ja nawet nie wiem gdzie jestem - zaśmiałam się nerwowo.
Dziewczyna spojrzała na mnie pół rozbawiona, pół zdziwiona. W końcu nie codziennie się widzi kogoś kto w wieku piętnastu lat dopiero pierwszy raz sam wyszedł z domu. Na szczęście ona o tym nie wiedziała, więc nie ma powodu do obaw, a może są?
***
***
A i oto pierwszy rozdział naszego opowiadania! :D Był on pisany na zupełnego 'spontana'. Jeśli macie niedobór Angie, to poczekajcie do next'a, którym to zajmie się nasza cudowna Alexis. :D
Mamy nadzieje, że się Wam podoba. :D
K&A
Mamy nadzieje, że się Wam podoba. :D
K&A