wtorek, 20 maja 2014

~ Rozdział III ~


 German
Przez chwilę obserwowałem jak sylwetka kobiety znika za drzwiami jej domu. Niezłe z niej ziółko nie powiem.. Ale jest całkiem intrygująca. Jestem ciekawy czy nasza znajomość mogłaby rozwijać się w pewnym kierunku. Chociaż nie... Jest jeszcze Imogen, do której też coś czuje, a Angie? Ma ładną buźkę i pewnie to tyle. Uch.. Mam dziwne myśli jakoś.
Księżyc już na dobre zadomowił się na niebie przecinając dróżkę jasnym światłem, a ja bez celu krążyłem po parku, nucąc sobie dawno słuchaną piosenkę. Nie wiem czym mi ten spacer miał pomóc, ale czułem się o wiele lepiej. Podwinąłem rękawy kurtki i przy okazji sprawdziłem godzinę. Dwudziesta pierwsza. Już dawno powinienem być w domu, ale nie ciągnęło mnie do mojej szarej rzeczywistości, wręcz przeciwnie: chciałem do niej nie wracać. Jednak jest jeszcze moja córka, którą muszę utulić do snu, to jeszcze taka mała dziewczynka.
Skierowałem się do domu, wybierając oczywiście dłuższą drogę, by nacieszyć się pięknem tej nocy. Granatowe niebo przyozdobione było w miliony małych, świecących punkcików, które mnie bardzo zaintrygowały. Tak bardzo, że nie patrzyłem przed siebie...
- Tato słup!
I tylko tyle usłyszałem, kiedy upadałem na ziemię z bolącym mnie czołem. W tle rozbrzmiał śmiech mojej córki. Mi nie całkiem było do śmiechu. Podniosłem się z ziemi, strzepując piach z ubrań i wymownie spojrzałem na córkę.
- Co Ty robisz o tej godzinie na dworze, młoda panno?
- Mam piętnaście lat Tato, nie jestem już dzieckiem... Poza tym ta twoja guwernantka kazała mi Cię szukać.
- Sama nie mogła? - byłem lekko zdziwiony.
- Nie - Violetta wzruszyła ramionami. - Czytała, a wtedy nie potrafi się oderwać. Gdyby nie moja troska o ciebie, to ta kobieta nie wiedziała by, że zniknąłeś - dodała ciszej.
- Och, córeczko - wyciągnąłem w jej stronę ręce i mocno uścisnąłem.
- Przestrzeń osobista!!
- Kochanie?
- Tak tato?
- Przypomnij mi w domu, żebym cię już nie zostawiał z Ramallo, dobrze? - jako odpowiedź, moja córka błysnęła zębami w uśmiechu.

Violetta
Jak już wróciliśmy z tatą do domu, tak jak mu obiecałam powtórzyłam mu jego słowa i chciałam iść do swojego pokoju, kiedy z gabinetu taty wyszedł Ramallo i zatrzymał nas gestem dłoni. Tak jak zawsze zanim coś powiedział poprawił swoje nieodłączne okulary, a ja zaczęłam się niecierpliwić.
- Czy Violetta już wie, że będziemy mieć gościa? - zapytał w końcu.
Mój tata potarł ręką podbródek i wziął głęboki wdech.
- Violu, będziemy mieć gościa.
- Wczas tato, wczas - powiedziałam sarkastycznie. - Kto to?
- Mój bratanek - wtrąciła się Imogen.
- Ciociu, ten dom jest świetny!
Spojrzałam w stronę schodów, na których stał chłopak chyba w moim wieku. Miał rozbrajający uśmiech, od którego nogi sama się pode mną ugięły, ale wracając. Był wyższy ode mnie raczej o głowę, a jego cudowne oczy, były po części zakrywane przez grzywkę. Zszedł powoli po schodach ciągle patrząc na mnie, albo to ja ciągle patrzyłam na niego? Chyba to zauważył, bo posłał mi ciepły  uśmiech, a ja zarumieniłam się. Tata widząc to natychmiast przejął głos.
- Ekhm. Violu to jest Leon. Będzie tu tymczasowym gościem, więc jakbyś mogła, zaprowadź go do jego pokoju.
Chłopak ruszył za mną, ciągle na mnie patrząc. Czując na sobie jego wzrok, o mało nie zabiłam się na schodach! Ogarnęłam swoje myśli i z przyklejonym uśmiechem przepuściłam go do jednego z pokoi.
- No - zaczęłam. - To jest twój pokój.
- Twój tata musi być nieźle dziany - skomentował, rzucając się na łóżko i kładąc się.
Spojrzałam na niego lekko rozkojarzona.
- Znaczy bogaty - poprawił się prędko.
- Ach tak, bogaty... No dobrze. Jakbyś czegoś potrzebował mój pokój jest tuż obok.
Zanim zdążyłam wyjść, jego ciepła dłoń owinęła się wokół mojego ramienia i obrócił mnie w swoją stronę. W jego oczach widziałam niemą prośbę.
- Już idziesz? 
- Taki miałam zamiar.
- No to już nie masz.
Leon pociągnął mnie za sobą na łóżko i dość długo rozmawialiśmy. Mijała godzina, za godziną, a ja nie odczuwając zmęczenia, chciałam z nim rozmawiać, jeszcze i jeszcze. Śmialiśmy i wygłupialiśmy się dobre pół nocy, aż w końcu chyba zasnęłam, bo film mi się urwał.

Imogen
Od dwóch godzin razem z Germanem oglądałam jakiś nudny film. O jakiejś parze na statku. Jedyny śmieszny moment był kiedy owy statek uderzył w górę lodową i się ludzie potopili, a reszta nudna jak flaki z olejem. Bardziej ciekawił mnie mężczyzna siedzący obok mnie. Przez cały film brunet wydawał się być nieobecny duchem. Szturchnęłam go i uśmiechnęłam się.
- Nudny film co?
- Tak - westchnął. - Znaczy nie. Jest dość... Interesujący. 
Uważaj bo ci uwierzę. German nie umiał kłamać. Widać było to na pierwszy rzut oka.
- Chyba się polubili. 
- Kto?
 - No Violetta i Leon - sprostowałam. - Długo ze sobą siedzą.
Zanim brunet zdążył jakkolwiek zareagować na dół zszedł mój bratanek w potarganych włosach i ziewając, podszedł do nas leniwie.
- Czy mógłby pan przenieść Violettę, bo zasnęła na moim łóżku.
Bez odpowiedzi mężczyzna pobiegł do swojej córki.
- Co ty znów kombinujesz Leon?
- Ja? Nic - uśmiechając się złośliwie poszedł do swojego pokoju. Ja zrobiłam to samo. Po drodze powiedziałam Germanowi "Dobranoc", na co on odpowiedział mi chłodnym uśmiechem. Nie spodobało mi się to, ale cóż, pewnie jest zły za to, że Viola ma dobre kontakty z Leon'em. No cóż... Nie pozostało mi nic innego, jak położenie się spać...


Angie 
Obudziły mnie promienie słoneczne, które wkradły się przez przysłoniętą żaluzję. Sprytnie ominęły resztę pokoju i akurat ich światło musiało razić mnie w oczy. Westchnęłam. Wiedząc, że już nie usnę i nie oddam się w dalszą część pięknego snu, wstałam. Zarzuciłam na siebie byle jakie ubrania, co okazało się fatalnym pomysłem, bo ujrzawszy siebie w lustrze, przeraziłam się. Już po chwili siedziałam z głową w szafie, szperając w stercie pozawieszanych, jak i poskładanych ubiorów. Jak to kobieta - nie wiedziałam w co się ubrać. W oczy rzuciła mi się czarna koszulka z białym nadrukiem i jeansowe spodenki. "Mus to mus" - pomyślałam i szybko się ubrałam. Włosy spięłam w mało zgrabny kucyk, przedtem je rozczesując. Zasiadłam przed lustrem i delikatnie podkreśliłam swoją urodę. Wyglądałam niecodziennie. Wydałam pomruk niezadowolenia. Przypomniałam sobie o spotkaniu z Pablo. Miał mi kogoś przedstawić. Ciekawość mnie zżerała, a w głowie plątało setki, a może tysiące obaw, kto mógłby to być. Płynnym ruchem założyłam na nogi buty i zbiegłam po schodach z komórką w ręku. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam nieprzyjemne burczenie w brzuchu. Zniechęcona zawróciłam do kuchni, widząc jak moja mama coś szykuje na śniadanie. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i chwyciłam tosta z dżemem wiśniowym. Szybko go skonsumowałam i wyszłam z domu. Dzień był nadzwyczaj ciepły i słoneczny. Nawet nie poinformowałam przyjaciela, że już idę na miejsce. Tak więc w błyskawicznym tempie wybrałam do niego numer.
- Halo? -do moich uszu doszedł męski głos. Na pewno nie Pabla.
- Mogłabym... Rozmawiać z właścicielem em... Telefonu? -zawahałam się
 Nie usłyszałam odpowiedzi, w zamian ze słuchawki dochodziły szepty "Co robisz imbecylu? Oddawaj to!".
- Tak? -tym razem to był brunet.
- Idę już do parku. Bądź za parę minut. -odparłam i rozłączyłam się.
Tak więc miałam jeszcze kilka dobrych chwil na spędzenie samotnie ranka. Żaden zadowalający pomysł nie wpadał mi do głowy. Nie chciałam siedzieć bezczynnie i czekać na niego. Jednak to było nieuniknione. Usiadłam na dębowej ławce, z której lepiła się żywica. Nie podobała mi się idea siedzenia w tym cholernie gorącym miejscu. Przebiegłam się do kiosku po jakąś gazetę, gdy wróciłam przy fontannie stało dwóch mężczyzn. Owszem - jednym z nich był Pablo, a drugim? Pewnie ten tajemniczy głos z ostatniego połączenia. Podeszłam niepewnie do nich. Brunet ucałował mój policzek i przedstawił swojego towarzysza. 
- To Josh, mój kuzyn...
***
A więc... Rozdział z delikatnym opóźnieniem, ale w końcu jest! Pojawił się. xD
Pisany wspólnie (tak jakby, większą część zawdzięczamy Kasi xD)
I...
Do następnego (niebawem miejmy nadzieję :D)
K&A

wtorek, 6 maja 2014

~ Rozdział II ~


ANGIE
- Siostrzenicę, szwagra. Ha! Pięknie! –zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju.
Mama z trudem na mnie patrzyła. Czułam się oszukana i okłamana. Rzuciłam jej przelotne spojrzenie. Spuściła wzrok. -…zadowolona? Nie wiedziałam o części tej rodziny!  -mój głos przybierał coraz intensywniejszą barwę.
- Przepraszam –wydukała -…musiałam. Maria miała 16 lat wtedy i… Sama rozumiesz. –mówiła, nie spoglądając na mnie.
- Oczywiście… -prychnęłam –Bo na co dzień ktoś dowiaduje się takich rzeczy! –znów podniosłam głos.
Nic się nie odezwała. Milczała. W sypialni zapanowała głucha cisza, którą przerywałam co jakiś czas stukając paznokciami o blat biurka. Usiadłam. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam w sufit. Zanim się spostrzegłam, zostałam sama. Angelica ulotniła się. Nie znosiła nerwowych sytuacji i wtedy przepadała jak kamfora, nigdzie nie można było jej znaleźć. Westchnęłam.  Napięta atmosfera opadła, a ja uwolniłam się ze szponów zdenerwowania. Mimo to miałam żal do matki, że nie poinformowała mnie o tak ważnej sprawie.  Wzięłam komórkę i wyszłam z domu aby się jeszcze bardziej rozluźnić…

IMOGEN
Nowy dom, nowe otoczenie – nowe przeszkody do pokonania. Siedziałam w pomieszczeniu, zwanym pokojem, które ‘łaskawie’ pokazała mi Olga. Lubiłam gosposię, lecz czasem mi działała na nerwy. Usłyszałam wołanie. Poderwałam się z miejsca. Drzwi gwałtownie otworzyły się. W progu stanął German. Kropelki potu błyszczały na jego czole. Wlepiłam w niego wzrok. Uśmiechnął się delikatnie. Zaraz potem na jego twarzy pojawił się grymas.
- Widziałaś Violettę? –zapytał.
Wydałam pomruk niezadowolenia. On tylko o tym dziewuszysku, które mnie nie znosi. Jestem uwiązana przy rozkapryszonej nastolatce, bo uczucie które pojawiło się między mną, a jej ojcem jest trudne to ‘zgaszenia’.
- Niestety… Pomóc Ci szukać? –zaoferowałam swoją pomoc.
- Nnie –Jęknął -…sam dam radę. Dzięki Imi. –Przelotnie uniósł kąciki ust i zniknął za drzwiami.
Opadłam na łóżko, przygryzając dolną wargę.

GERMAN
Wyszedłem z willi. Rozglądając się na boki, przebiegłem przez jezdnie. Byłem zestresowany zniknięciem córki, mimo że się nie dogadywaliśmy. Szedłem jednym z chodników. Szybki marszo-bieg dał się we znaki. Już po chwili poczułem jak kłuje mnie okolica żołądka.
- Zero treningów stary –szepnąłem do siebie.
Mimo bólu, dalej dzielnie kroczyłem przed siebie. Wszedłem w alejkę, pomiędzy poobdzieranymi blokami. Uliczka niczym w Wenecji. Czułem jak ściany się do siebie zbliżają. Klaustrofobia czy paranoja? Zaśmiałem się pod nosem.  Znalazłem się pomiędzy niewielkim borem, parkiem a szkołą muzyczną. Minąłem stragany i stanąłem na wielkim placu. Wokoło grała muzyka. Dźwięki lekko unosiły się w powietrzu, poprawiając mi nastrój. Chcąc nie chcąc – poszedłem w głąb. Przechodząc przez żywopłot, wylądowałem przed „Studio On Beat”. Rozglądałem się dookoła. To było idealne miejsce dla mojej córki, lubiła muzykę…  Zdenerwowany jeszcze bardziej, pospacerowałem przed siebie. Rozglądając się to w lewo, to w prawo, szukałem Violetty. Poczułem jak ktoś na mnie wpada. Usłyszałem dość kąśliwą uwagę:
- Wariat… Umie pan chodzić ?!
Spojrzałem się przed siebie. Na dróżce, prowadzącej do budynku leżała kobieta. Pocierała dłonią o głowę i usiłowała wstać. Podałem jej rękę. Po chwili już była w pionie.
- Pani też by mogła uważać. –odgryzłem się.
Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna miała ciekawą urodę. Blond loki, rozpływały się po jej ramionach. Śniada cera ze szmaragdowymi oczami dodawała niebywałego uroku. Delikatne rysy twarzy zwracały uwagę, a idealna sylwetka pociągała zapewne niejednego. Jej przenikliwy wzrok, onieśmielał mnie. Sztucznie się uśmiechnęła. Mimo tego wyglądała uroczo. Dostrzegłem kilka piegów koło jej niewielkiego noska.
- Coś nie tak? –moje przemyślenia przerwał już uspokojony głos nieznajomej.
-Nie…nie–burknąłem. -…German Castillo. –przedstawiłem się.
- Angeles Carrara. Dla przyjaciół Angie. –uśmiechnęła się nieśmiało. -…przepraszam pana, muszę iść. Do widzenia. –pożegnała się ze mną i speszona odeszła.
Śledziłem ją wzrokiem, dopóki zarys postaci blondynki nie zaniknął w parku. Uśmiechnąłem się i kontynuowałem poszukiwania.


IMOGEN
Leżałam cały czas i rozmyślałam o moim dotychczasowym życiu. Zgrywałam niedostępną- trudną do zdobycia. Przez to coraz bardziej moje relacje z brunetem się ochładzały. Musiałam zmienić swoją postawę wobec całej tej sprawy. Jedyną, ale za to bardzo dużą przeszkodą była Violetta. Musiałam się z nią jakoś zaprzyjaźnić… Wiedziałam, że to będzie trudne zadanie. Czyjś krzyk przerwał mi spokój. A raczej wrzask. „WRÓCIŁAM!” –doleciało do moich uszu.  Wstałam i zeszłam po schodach na dół. W drzwiach stała nastolatka, która odwieszała na wieszak małą torebkę. Włosy miała w nieładzie i miała ubranie jak psu z gardła wyciągnięte. Wbrew pozorom szatynka nie była taka zła. Dało się ją lubić, tylko ona utrudniała wszystko.
- Co się patrzysz? –wymruknęła
- Gdzie byłaś? Ojciec Cię szuka, a Ty się gdzieś wybierasz. –odparłam
- Nie Twój interes Imogen. Ja sobie to wytłumaczę z tatą, na pewno nie z Tobą. –wymamrotała pod nosem, mimo to dość agresywnie.
Przemilczałam jej wrogość do mnie. Za chwilę drzwi otworzyły się. Do środka wpadł German. Ujrzawszy córkę na jego twarzy wymalowała się ulga. Wiedziałam, że rozpęta się III wojna światowa, więc jak najprędzej ulotniłam się z salonu. Usłyszałam jeszcze odgłosy dopiero rozwijającej się kłótni. Młoda się pewnie wykręci, krzycząc „Nienawidzę Cię!” i uciekając do swojego pokoju. Tak było niemalże za każdym razem. Brunet pozwalał jej dosłownie na wszystko, mimo że potem sam miał do niej pretensje o zachowanie. Ja bym ją całkiem inaczej wychowała. Byłaby zdyscyplinowana i zarazem urocza, przyjazna. Jak ja! Siedziałam na ‘balkoniku’ i czekałam na rozwój wydarzeń. Na początku delikatna wymiana zdań. Rozmawiali jak ojciec z córką. Już myślałam, że dociera do piętnastolatki co wyprawia, lecz się myliłam. Zaraz się udarła! Można się było tego spodziewać. Wyskoczyła niczym z torpedy. Zwinnie wbiegła po schodach. Przemieszczała się niczym jaszczurka – płynnym ruchem, wtapiając się w tło. Szybkość miała zadziwiającą. Po chwili już zniknęła za drzwiami, które z hukiem trzasnęły o futrynę. German z równą zwinnością pokonał stopnie schodów. Wbiegłszy po nich, udał się pod pokój córki. Walnął kilka razy pięścią w jej ‘wrota’ do własnego zamku, lecz nie otrzymał żadnego odezwu. Zniechęcony udał się do własnej ‘krainy szczęścia’ wypełnionej książkami – biblioteczki. Zaśmiałam się pod nosem. Zapowiadała się dość ciekawa i nie tak siarczysta kłótnia – a zakończyła się jak zawsze…

ANGIE
Siedziałam na ławce. Wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy. Podparłam głowę na dłoni i wpatrywałam się przed siebie, tym samym rozmyślając.
- Mam siostrzenicę... -Szepnęłam
Sama nie mogłam uwierzyć. Było to dla mnie jak wyrwane z kontekstu, nagle wszystko zburzyło dotychczasowy spokój i ład w moim życiu. Westchnęłam. Jednak miałam jakiś cel osiągnąć: znaleźć ją... I jego przy okazji. Mowa o moim niedoszłym szwagrze, który gdzieś tutaj mieszka - w tej wielkiej argentyńskiej metropolii - Buenos Aires. Odnalezienie go to jak szukanie igły w stogu siana... Robiłam sobie niepotrzebną nadzieję, że może jednak gdzieś... Kiedyś ich spotkam. "Marzenie ściętej głowy" - pomyślałam. Postanowiłam odpuścić. Stwierdziłam, że moje szczęście zawsze gdzieś umyka, gdy go potrzebuję. Tak więc wstałam i pomaszerowałam przed siebie, nawet nie wiedziałam gdzie. Po prostu szłam. Mijałam kolejne dzielnice i osiedla, traciłam powoli poczucie czasu. Cały czas spacerowałam ze spuszczoną głową i wlepiałam wzrok z kostkę brukową, układającą się w chodnik. Uniosłam wzrok. W pewnej chwili zatrzymałam się przed pewnym domem. A raczej willą, robiła wrażenie. Pamiętałam jak przez mgłę, że kiedyś  bawiłam się w jej pobliżu. Wtedy jeszcze żyła Maria i było cudownie... Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie było. Ani jednej, żywej duszy. Westchnęłam. Z budynku, który obserwowałam - dość nieświadomie, wyszedł wcześniej spotkany przeze mnie mężczyzna. Wyzwałam go od wariata. Na samą myśl zaśmiałam się. Postanowiłam podążyć dalej. Jednak brunet, który zagrodził mi drogę - uniemożliwił mi tę czynność. Uniosłam wzrok, aby spojrzeć na jego twarz. Uniosłam pytająco brew.
- O co chodzi? -w końcu zapytałam
- Skąd się tu wzięłaś? Spotkaliśmy się w kompletnie innym rejonie. -zaczął
- Przeszliśmy na "TY" ? Bo mi się nie wydaje 
- Nie... Ale zawsze możemy -szarmancko się uśmiechnął i wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Nie wydaje mi się -sztucznie uniosłam kąciki ust i wyminęłam go.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął. Jęknęłam. Jego dłoń dość mocno zacisnęła się na mojej ręce. Wyrwałam się z uścisku i zaczęłam machać ręką.
- Jak mówiłam. Wariat! -Pisnęłam
- Nie bądź... Ym. Niech pani nie będzie taka delikatna. -...daj się zaprosić na kawę w ramach rekompensaty -zaproponował.
- Typowa propozycja. Nie, dziękuję panu  -zaakcentowałam ostatni wyraz.
Mężczyzna nie dawał za wygraną. Nalegał w ciągu dalszym. -... jak chcesz... To co najwyżej możesz się ze mną przejść i mnie odprowadzić. Nie mam ochoty na kawę.
Bez zbędnych słów ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy, nie odzywając się do siebie. Usłyszałam dźwięk dobiegający z mojej torebki. Bez większych trudności wydobyłam komórkę z tego wielkiego nieładu i odczytałam wiadomość.

"Spotkajmy się jutro. Muszę Ci kogoś przedstawić.
~Pablo"

Szybko się zgodziłam i schowałam urządzenie do torby. Nim się obejrzeliśmy, znaleźliśmy się pod moim... I matki mieszkaniem.
- Dzięki, że... Pan mnie odprowadził.
- Nie sądzisz, że mówienie do siebie na "pan-pani" jest dziwne? Może jednak przejdziemy na 'TY' ? -ponownie wyciągnął w moją stronę dłoń.
Zawahałam się chwilę, ale w rezultacie uścisnęliśmy sobie ręce i pożegnaliśmy. Na dworze już było całkiem ciemno. Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Słońce zaszło już dawno za horyzontem, a na zewnątrz powoli robiło się coraz chłodniej. Zawiał zimny wiatr. Szybko schowałam się do domu. Cicho odwiesiłam torebkę na haczyk i sprytnie prześlizgnęłam się koło salonu. Jak poprzedniego dnia - z nadzieją, że mama mnie nie zauważy. Też tak było, miałam więcej szczęścia niż uprzednio... Oby tak też było w przyszłości.

***
Hej. :D Przedstawiamy Wam kolejny rozdział pisany przez naszą Al. :D Chwała jej. xD Brak obrazków jest spowodowany moim lenistwem, więc proszę Was o wybaczenie. Mam nadzieje, że się wam spodoba. :D Następny rozdział już niebawem.
K&A

wtorek, 29 kwietnia 2014

~ Rozdział I ~

German

Po najgorszej w życiu pięciogodzinnej podróży, z kopiącym smarkaczem za plecami, w końcu z córką wróciłem do mojego rodzinnego Buenos Aires. Jeszcze tego mi brakowało, że walizka z moimi papierami zgubiła się na lotnisku. Mam nadzieje, że nikt jej jeszcze nie wziął... Może pójdę zapytać się o nią kogoś z pracowników.  Po krótkiej rozmowie z jednym z nich, tak jak się obawiałem, mojej walizki nikt nie widział, co może oznaczać, że ktoś ją wziął. Nie dość, że mam problem z córką to jeszcze ta walizka z ważnymi papierami.
Co do mojej córki, to jest nawet gorzej. Przez cały lot się do mnie nie odzywała, a ja nie mam pojęcia czemu. Od śmierci matki jest zamkniętym w sobie dzieckiem, ale nigdy nie była aż tak bardzo. Staram się ją chronić, ale serce mi się kraja, kiedy widzę jak moja mała Violetta cierpi. Właściwie ma już piętnaście lat, to nie jest taka mała, jednak... Zawsze dla mnie będzie moją małą dziewczynką.
Łatwo pomyśleć, trudno powiedzieć. Odkąd zacząłem dogadywać się z jej guwernantką, ona zaczęła się buntować przeciwko mnie. Trudno jest mi z nią rozmawiać, na poważne tematy, a jeszcze trudniej patrzeć jak cierpi. Praktycznie, jest moją jedyną rodziną i jedyną osobą, która została mi po zmarłej żonie.
Z przemyśleń wyrwała mnie córka, która sącząc przez słomkę soczek, zauważyła czekającego na nas Ramallo. Zgarnąłem nasze walizki i szybkim krokiem podszedłem do przyjaciela. Nim zdążyłem je odstawić do bagażnika, znalazłem się w jego serdecznym uścisku.
Za nim zdążyłem coś powiedzieć Ramallo uścisnął moją córkę.
- Trochę mi się śpieszy - upomniałem go i wsiadłem do auta.
- Jak zwykle "mi" - burknęła moja córka i tak jak ja usiadła na swoje miejsce.
- Zapowiada się jak zwykle ciekawa przejażdżka - westchnął Ramallo i nim się obejrzałem, wyjechał z parkingu lotniska.
~*~
- Jak minęła podróż? - głos mojego przyjaciela przebił głuchą ciszę panującą w aucie.
- Okropnie - warknąłem.
Ramallo nie próbował już kontynuować rozmowy ze względu na stan mojego humoru. Siedziałem wygodnie w fotelu, ciągle zerkając na boczne lusterka auta, w których widziałem Violettę. Nawet w aucie muszę ją mieć pod kontrolą. Czy to się leczy?
- Coś ci nie odpowiada tato? - głos córki brzmiał dosyć karcąco. 
Chyba się zorientowała, że ją obserwuje. Tylko jak się z tego wyplątać, żeby nie pogorszyć już i tak nadszarpniętej relacji z nią? Mowa o misiach? Kucykach? A może zagadam ją czymś dla niej ważnym... Co jest ważne dla mojej córki? 
- Nie, wszystko w porządku - wyrwało mi się, zanim wymyśliłem temat do wspólnej rozmowy. 
Usłyszałem jak Viola prycha i usadawia się wygodniej w fotelu. Mam to uznać, za wrogie czy neutralne nastawienie? Dlaczego moja żona przed śmiercią nie dała mi instrukcji obsługi do mojej córki. Bardzo mi jej brakuje. Gdyby tylko mogła tu być, na pewno nie doszłoby do takich sytuacji.
Wreszcie dojechaliśmy na miejsce i Violetta wybiegła z auta przywitać się z Olgą, która z rozpromienioną twarzą i wyciągniętymi rękami czekała na nią. Nastolatka rzuciła się w jej objęcia na pewno chętniej niż rozmawiała ze mną. Odczucie zazdrości w tej sytuacji było nadzwyczaj śmieszne, ale co ja mogłem poradzić? Jednak całą tą złość wynagrodził mi wyraz jej uradowanej twarzy. Pierwszy raz od kilku godzin, moja córka szczerze się uśmiechnęła. Przez to nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Kiedy zjawi się Imogen? - zapytałem Ramallo, który mnie uważnie obserwował.
Mojej córce się to nie spodobało i odwróciła się w moją stronę ze skwaszoną miną.
- Od razu po powrocie, twoje pierwsze pytanie brzmi "Kiedy zjawi się Imogen"? - zagrzmiała.
- To twoja nauczycielka i chcę jak najszybciej z nią ustalić twój plan.
- Tylko? - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi oczami, tak jak kiedyś patrzyła na mnie jej matka.
- Violetto... - chciałem jej zrobić wykład na temat mojego życia osobistego, ale nie musiałem, gdyż machnęła lekceważąco ręką.
- Wiem, wiem. Jestem za młoda na takie rzeczy, świetnie. Tylko następnym razem patrz tak na swoją Imi tato - nastolatka westchnęła i pociągnęła Olgitę za rękę.
Stałem jak słup i wpatrywałem się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stała. Od kiedy ja i moja córka stąpamy po wojennej ścieżce? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Naprawdę Mario, jakaś instrukcja by się do niej przydała.
- Nastolatki - usłyszałem za sobą. 
Odwróciłem się i przez przypadek szturchnąłem przyjaciela.
- Mógłbyś z łaski swojej się nie skradać? - powiedziałem rozdrażniony i wcisnąłem swoje ręce w kieszenie spodni. Nie powinienem się wyżywać na Ramallo, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Co do twojego pytania Germanie. Imogen powinna zaraz tu być. A teraz pozwól, że zakradnę się do kuchni zobaczyć co robią dziewczyny - poprawił okulary na nosie i w trybie natychmiastowym zniknął mi z pola widzenia. Nawet jego odstraszam. Powinienem nakleić sobie na koszulkę naklejkę "Omijać". 
Jestem już dorosły i powinienem się zająć swoimi sprawami. żeby zagłuszyć moje sumienie, poszedłem do auta i postanowiłem wyciągnąć z niego walizki.  Nim jednak udało mi się to zrobić, czyjeś okulary przeciwsłoneczne błysnęły mi po oczach.
- Dzień dobry Germanie - usłyszałem znajomy mi już głos. Odwróciłem się natychmiast i zostałem obdarowany uśmiechem pięknej kobiety.
- Imogen! Nareszcie się zjawiłaś - na mojej twarzy pojawił się wyraz radości.
Kobieta bez słowa, przytuliła mnie na przywitanie, co mnie kompletnie zaskoczyło. Odwzajemniłem jej uścisk, i niechętnie wypuściłem ją z objęć...

 Violetta

Jak tata w ogóle śmie jeszcze wypytywać o tą moją całą guwernantkę! Zamiast przywitać się z Olgą, pierwsze co to "Kiedy zjawi się Imogen". Nie mogę uwierzyć, że dla niego ważniejsza jest jakaś blondynka, niż własna, kochana gosposia! Na miejscu Olgity już dawno bym się na niego obraziła. Chociaż obrażę się potem, bo poczułam ciasto czekoladowe.
- Olguś?
- Tak kochanie?
- Czy gdzieś tu kryje się ciasto czekoladowe? - zapytałam z szerokim i chytrym uśmieszkiem.
Gosposia odwzajemniła uśmiech i bez słowa podała mi talerzyk z ciastem, które wyglądało kusząco. Kiedy już wbiłam w nie łyżeczkę, straciłam apetyt i to wszystko wina taty. Dlaczego on przytula moją guwernantkę? Jak może zdradzać tak mamę! I to z nią!
Wstałam od stołu i kiedy Olga wyszła z kuchni, zgarnęłam torebkę i potajemnie wyszłam z domu. Musiałam wyjść tylną furtką, by tata mnie nie dostrzegł. To moja pierwsza ucieczka z domu i czułam się świetnie! Chociaż nie byłam nigdy sama na dworze. Zawsze był przy mnie Ramallo.
Jakimś magicznym sposobem znalazłam się w parku. O tej porze roku, było tu bajczenie. Otaczająca zieleń tego miejsca bardzo uspokajała. Było tam cicho i spokojnie, pomijając miejsce gdzie znajdował się plac zabaw. Tata mi mówił, że uwielbiałam się huśtać z mamą na huśtawce. Szkoda tylko, że tego nie pamiętam.
Po dłuższym spacerze moim oczom ukazał się stragan z jabłkami w karmelu. Z kolejnego opowiadania taty, dowiedziałam się, że mama ubóstwiała ten smakołyk. Teraz nadszedł czas abym i ja go spróbowała. Podeszłam do sprzedawcy i poprosiłam go o jedno jabłko w karmelu. Gdy na nie czekałam, poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam, że pewna kobieta mi się przypatruje. Wyglądała dość młodo i miała już swojego towarzysza. Zdawała mi się być znajoma, ale to nie mogło być możliwie. Przelotnie uśmiechnęłam się do niej i zniknęłam jej z oczu. Patrzyła się na mnie jakby widziała ducha, co mnie rozbawiło.
Spróbowałam jabłka i teraz już wiedziałam dlaczego moja mama tak je uwielbiała. Matko jakie one są pyszne! Zajmują drugie miejsce tuż pod czekoladowym ciastem Olgi.  Nie ważne jakie ono by było, jej ciasto jest najlepsze. 
Nim się obejrzałam skończyłam jeść przekąskę i stałam przed jakimś budynkiem. Na szyldzie widniał napis "Studio On Beat". Bardzo ciekawa nazwa. Nie zdążyłam przeczytać nic więcej, gdyż moje nogi dały o sobie znać i musiałam szybko usiąść. nie byłam przyzwyczajona do takiego spaceru.
Ni stąd, ni zowąd pojawiła się grupka nastolatków i jedna z nich usiadła obok mnie. Poczułam dziwne napięcie.
- Hej! Jesteś tu nowa? 
- Słucham?
- Och, nie przedstawiłam się. Jestem Camila. Ten niski to Maxi, wysoki to Braco, a ten obok to Andres.
- Miło mi poznać - odpowiedziałam nieco speszona i zawstydzona. Nikt mnie nie uczył jak się zachowywać w towarzystwie innych. - Jestem Violetta.
- A więc Violu, zdajesz tu?
- Nie - zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy. - Ja nawet nie wiem gdzie jestem -  zaśmiałam się nerwowo.
Dziewczyna spojrzała na mnie pół rozbawiona, pół zdziwiona. W końcu nie codziennie się widzi kogoś kto w wieku piętnastu lat dopiero pierwszy raz sam wyszedł z domu. Na szczęście ona o tym nie wiedziała, więc nie ma powodu do obaw, a może są?

***
A i oto pierwszy rozdział naszego opowiadania! :D Był on pisany na zupełnego 'spontana'. Jeśli macie niedobór Angie, to poczekajcie do next'a, którym to zajmie się nasza cudowna Alexis. :D
Mamy nadzieje, że się Wam podoba. :D
K&A

czwartek, 24 kwietnia 2014

~ Prolog ~



"Si te sientes perdido en ningun lado
Viajando a tu mundo del pasado
Si dices mi nombre yo te ire a buscar..."


Od ponad półgodziny podśpiewując wymyśloną przez siebie piosenkę, Angeles szykowała się na pierwsze spotkanie ze swoim przyjacielem odkąd wróciła z Madrytu. Była podekscytowana, jak równie zdenerwowana. Spojrzała na tarczę zegarka. Zaklęła pod nosem. Chwytając torebkę w rękę, zbiegła po schodach i wyszła z mieszkania.
W dalszym ciągu nucąc piosenkę, Angeles zbliżała sią do miejsca zaaranżowanego przez Pabla spotkania. Miał to być piknik na wzgórzu nieopodal Studia, gdzie jako dzieci wspólnie spędzali mnóstwo czasu. Uśmiechając się jeszcze szerzej podbiegła do pochylonego nad kocem Pabla i uścisnęła go z całych sił.
- Angie! - wrzasnął mężczyzna, kiedy cała zawartość termosu z herbatą wylała się na połowę koca.
- Przepraszam - powiedziała dziewczyna. 
Uśmiech jednak nie schodził jej z twarzy. Brunet machnął ręką i zwrócił się do blondynki: 
- Jak ci minęła podróż? - zapytał, ale zanim dał jej dojść do słowa dodał: - W sumie nie musisz mówić, twój wygląd mówi sam za siebie - skończył z diabelskim uśmiechem na twarzy.
- Ha, ha, ha. No bardzo śmieszne Pablo - Angeles uderzyła przyjaciela z całej siły w ramię.
Mężczyzna skrzywił się i potarł bolące miejsce. Teraz to na jej twarzy widniał złośliwy uśmiech. Mierząc ją karcącym spojrzeniem, wskazał jej miejsce na suchej połowie koca, a gdy już oboje usiedli, wyciągnął z koszyka winogrona.
- Chodźmy lepiej na spacer. -Zaproponowała.
Brunet spojrzał na kobietę. Miała błagalny wyraz twarzy. Z niechęcią podniósł się i podał rękę złotowłosej. Zeszli na alejkę w parku.
- Co robiłaś w Madrycie? Nie dzwoniłaś, nie pisałaś... -Zaczął jej towarzysz.
- Studiowałam muzykę, potem miałam pracę jako nauczycielka w podstawówce i wróciłam.
Przed oczami, przemknęła im niska brunetka. Angie oglądając się za dziewczyną, z niedowierzaniem wodziła wzrokiem. Dziewczyna stała przy stoisku z jabłkami w karmelu.
- Maria... -Szepnęła
- Co? -Zapytał z rozbawieniem jej przyjaciel.  
- Widziałam ją.. Tam jest Maria! -Wskazała ręką w miejsce, gdzie przedtem stała nastolatka. 
Jej sylwetka oddalała się w głąb parku. Blondynka chciała pobiec za 'tajemniczą' postacią, lecz mężczyzna ją zatrzymał.
- Angie, zaczekaj! Przecież wiesz, że Maria... - ściszył głos. - Nie żyje. 
Mimo, ze Angie była prawie pewna, ze widziała swoją siostrę, to niechętnie przyznała mu rację. Ze sztucznym usmiechem na twarzy złapała rękę towarzysza i skierowała się w stronę stoiska z karmelowymi przekąskami.
~*~
- Dziękuje za uroczy spacer - powiedziała radośnie blondynka i przysuwając się do przyjaciela, złożyła pocałunek na jego zarośniętym policzku.
Pablo uśmiechnął się szarmancko i bez słowa odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę swojego domu.
Zadowolona Angie, weszła po cichu do domu i na palcach, cicho jak mysz, przebiegła obok salonu, modląc się by mama jej nie zauważyła. Zatrzymując się przed schodami odetchnęła z ulgą. Była pewna, ze teraz będzie miała spokój, jednak się myliła.
- Angeles to ty? - głos jej matki zabrzmiał w domu.
Blondynka mruknęła coś pod nosem i weszła do salonu z zamiarem odpowiedzi.
- Tak mamo, to ja.
- Jak było na spotkaniu z Pablo?
- Mamo! - wrzasnęła oburzona dziewczyna. - Podsłuchiwałaś! 
Angelica zaśmiała się szczerze i spojrzała na córkę pełnymi radości oczami.
- Widziałam was przez okno - skomentowała. - Ten twój przyjaciel, to całkiem niezłe ciacho - zauważyła roześmiana.
- Przestań! - krzyknęła jeszcze głośniej.
Wyszła z pomieszczenia i zniesmaczona słowami pierworodnej, udała się do swojej sypialni. Zaraz potem usłyszała, jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Jesteś niemożliwa. -Westchnęła złotowłosa.
- Mam Ci ważną wiadomość do przekazania, więc mnie posłuchaj. 
- Mów... -Zezwoliła jej.
- Kiedy Maria umarła, to... Ona była po porodzie. -zapanowała głucha cisza. Dziewczyna nie odzywała się. Siedziała osłupiona. -...masz siostrzenicę i... Szwagra. Są oni w Buenos Aires.
Angeles nie była świadoma wtedy, jak jej życie ulegnie zmianie. Nie wiedziała, że wda się w niepotrzebne romanse i znajomości i potem będzie wszystkiego żałować.  
***
I w końcu jest (nie)długo wyczekiwany prolog :D A raczej prologo-rozdział.
Mamy nadzieję, że się podoba :3
K&A

środa, 23 kwietnia 2014


Nowy blog - nowe zasady - nowe współautorki.
Witamy was na blogu, poświęconym Angie - postaci serialowej. Jest nas dwie: Ola & Kasia. Zapewne kojarzycie nas z Angie-My-Story (który już nie istnieje) czy Angie Wszystko Inne. Postanowiłyśmy założyć wspólną 'działalność' :D Oczywiście będziemy pisać opowiadanie o Angeles i jej zawirowaniach miłosnych. Rozdziały będą dodawane losowo, nie ma ustalonych dni na pojawienie się kolejnego posta. Do bloga powstał również ASK,

Abrazos y saludos.
K&A